* Wpis zawiera wulgaryzmy
Proszę o zrozumienie, lub zaniechanie czytania
ale… nie da się dostatecznie dobrze opisać sytuacji
np. takiej – gdy Praściana Jebła
bo jak to wyrazić?
że… PraŚciana osunęła się znienacka?
że… PraŚciana uległa samoczynnemu zburzeniu? zawaleniu?
nie….
nie ma szans
nołłej.
Praściana jebła i chuj
nie da się tego inaczej opowiedzieć.
Wracając do remontu, budowy, kurnika…
Ja nie wiem…
Czy to jest mój problem bo WNIKAM
Czy inny problem mojej ciekawskiej natury…
Ale… mam problem 😀
//w ogóle to ja wyjaśnię jeszcze sytuację,
bo nie wszyscy znają naszą codzienność
Adam – wyjeżdża rano, wraca wieczorem…
Ja – jestem Wieśniaczką od poniedziałku do piątku
Później się zamieniamy.
DLatego też od jakiegoś czasu mam dwóch chłopaków do pomocy przy remoncie:
Kristof i Pan Tata (tata Kristofa)
Bo okazało się, że sami nie damy rady – za mało czasu na wszystko
– samo zbijanie tynków – wyjechało już kilka kontenerów
– gdybyśmy robili sami
– trwało by to wieczność
…lub dwie
Więc wybrałam, drogą telefonicznego kastingu – chłopaka (bo dobrze mi się z nim gadało)
który przyjechał (i był na czas), wydawał się ogarnięty więc go “wzięłam”.
I tym sposobem dostałam drugi etat
Kierowniczka Budowy
mam już nawet asystentów na stażu:
Walenie tynków szło nam cudownie,
burzenie murków w stajni też extra
z Praścianą był mały problem… ale ostatecznie jebła… sama…
pociągnęła za sobą kaloryfer,
ale krwawienie zostało szybko opanowane.
Choć muszę dodać, że nigdy wcześniej nie widywałam Kristofa na tak wysokich obrotach 😀
Ale woda ciekła, więc trzeba było być szybkim – I BYŁ!
Ogólnie współpraca układała się jak
z lovestory w lutowym wydaniu Muratora
(ah.. no były wzloty i upadki, szczególnie w kwestiach spóźnień… ale… to takie nasze gierki)
Problemy nadeszły jednak w ostatnich dniach,
gdy do gry wjechały materiały, które zanabyłam za niemałe pieniądze
– membrana, płyty… drewno.. – składniki na dach kurnika
(booooKu dzięki, że to tylko kurnik)
Niby nic… taki kurnik…
a przez niego…
zawisły ciemne chmury
…nad naszym cudownym pożyciem
Właściwie (nikogo nie usprawiedliwiam) ale
winnym jest w pewnym sensie PraWłaściciel
bo kurnik nie jest (patrząc z góry) w kształcie prostokąta,
ale jest trapezem.. i mam nawet obawy, że nie równoramiennym…
No ale – stwierdziliśmy to na początkowym etapie prac – przyjęliśmy do wiadomości
i nie mając wyjścia – zaakceptowaliśmy.
Wydawało mi się, że po etapie akceptacji i chwilowej dezorientacji
dane zostają przyjęte, przetworzone, i prace będą dostosowywane do trudniejszych warunków.
I właśnie teraz nie wiem,
czy może moim błędem było, że nie zapytałam chłopaków czy piszą się na to
może sami nie chcieli się wycofać, bo głupio…
ale… nie wyglądali tak, jakby sytuacja ich miała przerosnąć
więc wyszłam z założenia – że dadzą radę!
no to zaczynamy!
Wieczór wcześniej odpaliłam JUTUBA i obejrzałam kilka filmików
w klimacie:
Poradnik Młodego Budowacza Dachu
Z filmików dowiedziałam się, że krokwie, które mają stykać się na czubku dachu
wcale nie muszą być nacinane obie,
wystarczy, że jedna zostanie odpowiednio docięta tak
aby przypasować do drugiej – LOGO – zajarzyłam.
Info dość cenne, bo sprzętu do krojenia drzewa nie mamy najwyższej jakości.
Dnia następnego radosna jak skowronek przekazałam wieści chłopakom…
Nie ukrywali konsternacji…
Próbowali postawić na swoim.
Ja oczywiście nie kłócę się jakoś mocno…
ale delikatnie tłumaczę, że mamy kilkanaście cięć
więc warto zmniejszyć ich ilość O POŁOWĘ
dodatkowo kąt cięcia będzie wygodniejszy…
Kristof: “Pani Arletko, po co kombinować, jebniemy to raz raz normalnie…”
normalnie – to znaczy piłką ręczną (krokwie chyba z 10×10)
Spoglądam sceptycznie dając do zrozumienia, delikatnie, że pomysł mi się nie podoba…
Ale ok, miłość cierpliwa jest…
A ja, człowiek słabej wiary, wolę dowody.
Proszę więc o demonstrację cięcia.
(wysyłam asystentów, żeby przyjrzeli się z bliska,
żeby nie było, że ja się gapię i gapię
i złorzeczę
czy zaklinam)
Kto wie o czym mówię ten wie,
kto nie wie… nie zrozumie (bez urazy ofc)
Nie pykło nie da się, ręczną piłką jebnąć raz raz krokwi 10×10,
pod bardzo ostrym kątem…
Poprosiłam o wyrażenie skruchy, zaopatrzenie się w lepszy sprzęt
i wykonanie działań moim sposobem.
Pykło.
Krokwie zostały zamontowane, ich długościami na razie się nie przejmowaliśmy…
(i to niestety było to pierwsze drgnięcie skrzydeł motyla)
ehhhh…. w sumie jak teraz myślę to i tak nie było to tak słodko…
Bo…
idealnemu rozmieszczeniu krokwi,zaszkodziły śrubki,
które wystawały z pustaków
(takie śrubki, co zazbroiły dobudówkę jednego rzędu w górę i spinały jednocześnie murłatę, cegły pod pustakami i pustaki).
Śrubki/pręty zostały wkręcone w odległościach “na oko”
i pech chciał, ale zdarzyły się w miejscu gdzie miała oprzeć się krokiew.
Co więc teraz… ?
No jak to co –
“Pani Arletko nie problem – jebnę w to młotkiem i się schowa”
zanim zdążyłam zareagować….
usłyszałam tylko przeraźliwy jęk krokwi,
histeryczny pisk śrubki…
powtórzyło się to ze trzy razy…
… i nastała niezręczna cisza.
I teraz znów pytanie…
To ja jestem dziwna, że dziwnym wydaje mi się walenie młotkiem w deskę
po to, żeby nadziała się ona na wystający pręt,
który ma jakieś, nawet całkiem ważne zadanie
– ma niby trzymać wszystko do kupy – pustaka na cegłach, murłatę na pustakach…
… czy jednak… moje zdziwienie ma podstawy??
czy…. w takie sprawy po prostu się nie wnika??
… i jakoś to później JEST??
Pomijam fakt, że te śrubki/pręty można było przemyśleć i uniknąć nieporozumienia z krokwiami…
ale wtedy jeszcze nie wiedziałam,
że w niedalekiej przyszłości zainteresują mnie działania dotyczące budowy kurnika…
i że pochłoną mnie one bardzo mocno…
Nie byłam też wystarczająco szybka…
Bo chciałam zaproponować grube wiertło,
i delikatne wiertnięcie tej krokwi od spodu…
śrubeczka milutko by się schowała
nie było by walenia młotkiem
a mój wewnętrzny spokój nie został by zachwiany.
KURDE…
wpis miał być trochę o czymś innym…
o większych problemach na budowie…
ale zanim nakreśliłam sytuację,
to już mam kilkaset znaków.
Więc – na razie na tym etapie zakończę.
Ciekawa jestem czy w ogóle…
…czy w ogóle CZUJECIE ten klimat i te problemy??
czy to tylko mi się wydaje,
że coś jest (ze mną??) nie tak?
że wnikam, że analizuję, że zauważam problemy??
(pozytywy też widzę… żeby nie było że depresyjna jestem!)