Wiedziałam, że prędzej czy później ten temat się pojawi.
I pojawił się – prędzej 😀
Oczywiście można by powiedzieć – “ale nie musisz się tłumaczyć z ustalonych cen”
Jasne, że nie muszę! Ale chętnie to zrobię, bo to dość ciekawe jest
a internety z zasady jakoś milczą o “opłacalności”
zazwyczaj można trafić na jęki o “nieopłacalności”.
Wieśniaki z wyboru starają się być medialni (i chyba to wychodzi skoro czytasz ten tekst),
My – Wieśniaki – pokazujemy sporo z naszego życia…
Więc – czemu nie – otwarcie pogadamy też o kasie.
Kto wie, ten wie, a kto nie wie to zaraz się dowie.
Wieśniaki z wyboru to, nie ma co ukrywać, dość nietypowa sprawa. Adam i ja, zamiast budować dom, czy kupować mieszkanie… wybraliśmy stary, duży, poniemiecki folwark. Nie kosztował on miliona monet, ale… jego remont będzie kosztował. Większość ludzi mniej lub bardziej oficjalnie puka się w czoło na TEN NASZ POMYSŁ.
Ale ja to widzę inaczej – Folwark Wieśniaki z wyboru to nie jest kaprys czy nowa torebka, to jest pomysł i plan na życie, na biznes. Chcemy tu mieszkać i z tego żyć. Chcemy to miejsce wyremontować i w przyszłości dać możliwość ludziom z miasta pobyć przez chwilę wieśniakami – poprzytulać się z kozami, pozbierać jajka od kur, a dla bardziej ambitnych wywieźć gnój z koziarni czy poznosić snopki.
Biznes ma to do siebie, że…
aby zadziałał i DZIAŁAŁ to musi się opłacać
Dawno temu nauczyłam się matematyki, a później jeszcze trochę ją zgłębiłam. Więc liczyć umiem i stosuję to w praktyce. Dlaczego? BO MUSZĘ – bo jeśli marzenie o Folwarku Wieśniaków ma się spełnić to…
tak po prostu i tak przyziemnie
POTRZEBNA JEST KASA!
A kasa zazwyczaj nie spada z nieba… trzeba ją zarobić.
Ale… każdy to wie… nie gadamy
– idziemy zrobić razem 20 kg szynki wędzonej 🙂
i zarobić trochę teoretycznej kasiory.
Na początek liczymy sobie miliony monet, które zarobimy sprzedając szynkę za kosmiczną (?) cenę 49 zeta.
20 kg x 49 zł = 980 zł
ohohooo – prawie tysiak!
Myślę, że niejedna osoba w tym momencie leci już na zakupy…
kupujemy więc 20 kg x 14 zł = 280 zł to nasza inwestycja, więc w kieszeni powinno nam zostać:
980 – 280 = 700 zł – może to nie tysiak, ale nadal jest extra!
… i właściwie w tym momencie przeciętny klient/domowy wędzarz (zadymiacz)/Janusz biznesu kończy liczenie i chowa siedem (teoretycznych) stówek do kieszeni… (ale się zdziwi niemiło jak ich tam później nie znajdzie!)
Jednak umysł ścisły liczy to dokładniej, i dodatkowo umysł ścisły liczy też CZAS, bo…
czas na wsi to ważna rzecz jest
–> jedziemy po tę szynkę, bo sama do nas nie przyjedzie – jak nic 1,5 h nam zejdzie, do tego benzyna (odrobina ale zawsze – trzeba mieć na uwadze, nie wliczam)
–> pamiętajmy, że szynki (20 kg) trzeba też wtargać do auta, z tego auta wytargać i zanieść do domu…
–> bierzemy się za działanie – ja szynki myję, obcinam brzydkie kawałki, formuję trochę… zejdzie z godzinka jak nic (plus woda… ale odrobina – nie liczymy)
–> peklujemy – gotujemy zalewę, przyprawy i przez 7 dni doglądamy.. odwracamy, głaszczemy, rozmawiamy… w sumie z godzinka znów zejdzie na te pieszczoty
–> po tygodniu szynki są gotowe – najtrudniejszy etap – siatkujemy, wiążemy supełek na dole i na górze (lub klipsujemy o ile zainwestowaliśmy w urządzonko) dowiązujemy sznurek i wieszamy do obeschnięcia – zejdzie z 1,5 h
–> wędzimy dwa dni po 6 h – ok – można coś robić w “międzyczasach” więc nie policzę 12 h pracy, ale 6 h
–> parzymy – gorąca woda, termometr, pilnowanie temperatury i wody i szynki w środku… 2 h na 10 kg (jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami dużego garnka) – 20 kg 4 h
–> chłodzimy i odwieszamy (szybko nam idzie więc to chwilka – nie wliczam)
–> ważymy, pakujemy (1h), i dostarczamy – trudnopoliczalne, więc nie doliczam – ale trzeba mieć bardzo na uwadze, że dostawa do Wrocka to wyprawa na pół dnia jak nie lepiej. Ale nazwijmy to “wyrwaniem się do miasta” – nie wliczam.
Co więc mamy…
–> od tych 7 stówek musimy na dobry początek odliczyć przyprawy, siatki, sznurki i drzewo do wędzenia – niech będzie, że to 50 zł
–> od tego naszego bajecznego zysku musimy też odliczyć ubytek masy przy wędzeniu… jakieś 10%? więc z 20 kg zrobiło nam się 18 (OMG) czyli straciliśmy 2 x 49 zł = 98 zł
Ile zostaje?
552 zł
Ile pracowaliśmy?
16 h
Ile zarobiliśmy na godzinę?
34,50 zł
I jak?
Czy to dużo czy mało?
Każdy sam ocenia. Dla mnie ok, ale szału nie ma. Ale to też w pewnym sensie inwestycja, reklama, początki…
Gdyby było mniej to pewnie wolałabym ten czas poświęcić na coś innego
(zbijanie tynku jest na topie – budowlaniec zaśpiewał sobie 20 zł za metr kwadratowy… więc pewnie gdyby szynki wyszły porównywalnie to bym zbijała zamiast wędzić)
To wszystko co wyliczyłam na górze, i co opisałam nie przychodzi do głowy klientowi…
a jest jeszcze sporo rzeczy o których nie napisałam, czy których nie policzyłam, bo przy tak małej skali są niepoliczalne…
–> benzyna, woda, gaz, prąd
–> drzewo do wędzenia /samo też nie przyszło i się nie porąbało/
–> torebki do pakowania (nie tylko ich zakup, ale czas potrzebny na wybór, zamówienie, przemyślenie)
–> a takie modne coś jak know how? – dujunoł?
–> a drinki? te, które wypiłam… bo przy wędzarni to jednak w gardle zasycha 😀
–> a reklama? – mieć supertani, extrafajny produkt a nie mieć komu go sprzedać to kiszka trochę. Więc “praca” na facebooku, prowadzenie bloga, robienie fotek itd – to też jest składowa ceny, bo wymagało to czasu.
–> przygotowanie zestawów próbkowych – booosze – masa pakowania, a ile “opracowywania”? – dobór tacek, torebek, pierwsze testy – okazuje się, że talerzyki przemakają, więc trzeba dodać pergamin… dużo by tu pisać…
–> ah! i moja cudowna krajalnica – inwestycja, która musi na siebie zarobić!
–> podobnie można by pomyśleć o wędzarni – za darmo też nie powstała, i może za jakiś czas przestanę o niej myśleć jak o inwestycji, ale na razie wiem, że kosztowała – troszkę kasy ale i sporo czasu
–> można by jeszcze pomyśleć o podatku! na szczęście my nie musimy na razie o tym myśleć – prowadzimy Rolniczy handel detaliczny i zysk do określonego pułapu jest zwolniony z podatku…
–> … ale ale… ten rolniczy handel detaliczny nie wziął się z niczego – sporo trzeba było nad tym popracować, zrobić trochę kilometrów do powiatowego weta i z powrotem… ale ja chciałam na legalu, bardzo chciałam, więc mam! ale to też była inwestycja, która – znów powtarzam 😀 – musi się zwrócić.
–> do tego na horyzoncie są już konieczne badania dla powiatowego – przechowalnicze, listerie, gronkowce, salmonelle itp…. (ale to po świętach, więc nie doliczam)
Co więc dalej?
No… dalej będzie tak jak jest. Będzie pojawiał się produkt i będzie miał swoją cenę.
Cena będzie obliczona i będzie taka, żeby Wieśniaki zarabiali a nie dokładali.
Bo taki jest cel – i kurde nie wiem jak to wygląda z boku, że ja to tak piszę o tym zarabianiu.
No ale sorry… takie życie 😉
podsumowując!
Kupując u nas pomagasz nam tworzyć Wieśniaków 🙂
tutaj można by dodać – “a jak cena Ci nie pasuje to idź i kup do marketu” <foch>
ale nieeee… ja Ci tak nie powiem mój kochany, potencjalny kliencie!
Ja Ci powiem
KUP U NAS 🙂
to może faktycznie – dyszka drożej niż w markecie…
ale czym jest dyszka? to mniej niż drineczek, czy paczka fajek^^
ale za tę dyszkę więcej…
kupujesz u Wieśniaków!
wiesz co jesz,
wiesz od kogo,
wiesz, że z pasją,
i wiesz w jakim celu!
Nobel literacki za Wasze Wsiowe wpisy?
I Nobel Spożywczy za produkty! ?
dzięki Krzysztof!
Najlepszy blog pod słońcem! Kocham Twoje wpisy 🙂 I czaję się na słoninkę, oj czaję, ale to po nowym roku się zgłoszę po próbnik full wypas 😉
Cieszę się? zapraszam po nowym roku!
ROZUMIEM I POPIERAM, niestety Twojej pracy własnej nie widać i niektórym się wydaje, że manna sama z nieba spada. Swoją drogą uważam, że cena tej szynki nie zwala z nóg, zwłaszcza, że wiem kto i jak ją zrobił. A ten kto nie chce i nie umie, a chce jeść dobre, musi zapłacić, po prostu.
ps szynki z marketu nie dałabym nawet wrogowi…
I właśnie dla takich Kowalskich wędzimy! 🙂
Może i najlepszy wpis ale bzdury wypisują. Jak sie zajmuja sprzedażą wedlin to jest ich praca, A wtedy czasu po mięso czy paliwa się nie liczy, bo inni do pracy to za darmo “lataja”
puściłam Krzysztof Twój komentarz mimo, że trochę coś składnia się gryzie i nie do końca jestem pewna czy wiem, co masz na myśli.
Ale… jeśli na myśli masz, że kosztów do/z pracy nie powinno się liczyć to… to wpis nie był dla Ciebie 😉
Święta racja! Nic dodać, nic ująć – jak dla kogoś za drogo, niech kupuje w marketach nafaszerowane chemią świństwo. Pozdrawiam Was cieplutko. Będę tu zaglądać.