Gdy wracałam ze szkolenia
(miliony godzin w pociągu)
Adam wysłał mi foto,
że u Rudych jest gość
Trochę dziwne mi się to wydało, bo gołąb raczej tak by sobie nie spacerował wśród kur.
Do tego… już widziałam minę Pani Weterynarz i słyszałam jej głos: gołębie przenoszą choroby!
powiedziałam więc Adamowi, żeby jak najszybciej gołębia złapał,
oddzielił od kur (i przy okazji zobaczył co ma za obrączkę).
Adam przystąpił do działania
Wtedy okazało się, że gołąb jest poważnie ranny.
Do układanki doszedł wtedy kolejny element
– chwilę wcześniej jastrząb śmigał z kasztana w stronę sadu,
więc najprawdopodobniej celem był właśnie ten gołąb.
Upolować się go nie udało, ale zranić już tak.
Szybka wizyta u niezastąpionych dziewczyn z
Przychodni Weterynarynej Artemida
– Pani Weterynarz Emilia Maciuszek i jej DreamTeam są niezastąpione – nigdy nie odmawiają pomocy.
Gołąb dostał szoty energetyczno-wzmacniające, pewnie jakieś antystresy i dopalacze.
Rana została opatrzona jakiś hiperwynalazkiem w sprayu.
Dzielny był podobno!
Rozpoczęła się analiza numerków na obrączce gołębia…
okazało się, że jest numer telefonu!
Adam zadzwonił – facet nie miał możliwości rozmawiać, ale był pozytywnie zaskoczony informacją – obiecał oddzwonić i …. oddzwonił. Adam podał mu numer obrączki i wtedy chyba pierwsza euforia minęła – właściciel ze zdziwieniem stwierdził, że to gołąb, który zaginął w zeszłym roku. Obiecał jednak gołębia odebrać – w tym samym lub max następnym dniu.
ma do nas 40 km
Odetchnęliśmy z ulgą.
Gołąb dostał jeść i pić ale nie miał za bardzo apetytu.
Podchodziliśmy do tego bez stresu – za kilka(naście) godzin przyjedzie właściciel i zaopiekuje się nim odpowiednio.
W tym dniu właściciel nie przyjechał…
W kolejnym… nie zadzwonił… nie odbierał… nie odpisał…
Zadzwoniłam więc z innego numeru telefonu – odebrał.
Już wtedy przeczuwałam, że coś jest nie tak. I chyba po prostu gołąb nie miał dla niego już żadnej wartości. Wymijająco odpowiadał, że teraz ma przeprowadzkę, i że wcale nie powiedział że dziś odbierze… i na moje pytanie wprost – “czy ma tego gołębia w dupie” odpowiedział..
że mogę go oddać innemu hodowcy
Pewnie gdyby gołąb wart był miliony monet to pędził by na złamanie karku… z zaciśniętymi pośladami, żebym tych monet od niego nie chciała. A ja nie chciałabym nawet tych paru złotych za weterynarza. Pewnie nawet – gdyby facet rzeczywiście nie miał czasu przyjechać i poprosił by mnie o przywiezienie gołębia – to na bank bym pojechała.
Dużo słów
brzydkich słów
chodzi mi po głowie.
Ale pewnie mama czyta więc się powstrzymam…
Napiszę tylko:
SZMACIARZU!
pamiętaj, że karma wraca!
I mówiąc “karma” nie mam na myśli pszenicy…
Nie dość, że szmaciarz olał swoje zwierzę, to zostawił nas w sytuacji, w której nie wiemy co robić.
Zadzwoniłam więc do najbliższego oddziału hodowców gołębi. Opowiedziałam co i jak.. i niestety – dowiedziałam się, że są hodowcy miłośnicy i hodowcy szmaciarze.
Najgorsze jest to, że nikt nie będzie chciał przyjąć obcego gołębia – po pierwsze, ze względu na możliwość chorób, a po drugie, że używanie ich w zawodach nie jest możliwe (numery na obrączce)… do tego nasz gołąb był ranny, więc już też szałowego zawodnika z niego nie będzie.
Wściekłam się na maxa… a gdy się wściekam to jestem…
WŚCIEKNIĘTA @$^&#^^@^
Google ma moc – wynalazłam sobie więc numer telefony do oddziału PZHGP w Strzelinie (szmaciarz jest ze Strzelina) zadzwoniłam więc i opowiedziałam historię. Po numerze telefonu Pan potwierdził, że szmaciarz należy do tego oddziału. Powiedział mi też, że to jeden z lepiej “latających” hodowców i dał do zrozumienia, że taki ktoś nie ma skrupułów o jednego gołębia… Podpowiedział, że jak gołąb nabierze sił to możemy spróbować go wypuścić. Poprosiłam o imię i nazwisko – oczywiście nie dostałam 😉 ale google znów ma moc, więc wszystko wiem.
Najchętniej upubliczniłabym wszystkie dane ale… ktoś mógłby się lub mnie zaRODOwać.
Więc niestety nie mogę… ale – mogę pokazać paprykę, której gołąb nie chciał jeść
(kurde… dlaczego ten gołąb nie chciał jeść papryki??)
Pogooglałam też sobie o PZHGP w Strzelinie i znalazłam nawet filmik – opowieści o gołębiach…
gdyby kogoś interesowało
to ten w białej SZMACIANEJ koszulce
DOBRZE “LATA”.
LINK DO FILMU
Wieczorem gołąb zjadł i wypił
Cały czas był taki przytomny i aktywny…
Dłubał sobie w piórkach, oglądał świat przez okno
Nie panikował – przyjemniak taki!
Weekend był deszczowy, więc nie próbowaliśmy go wypuszczać
ale dziś już było ładnie.
Zabrałam klatkę na pole – już po drodze miałam przeczucie, że będzie dobrze.
Gołąb jeszcze bardziej się ożywił
spoglądał w niebo i widać było, że chce ruszyć w drogę!
Oby tylko sił mu starczyło.
Zaparkowaliśmy na polu, otworzyłam klatkę….
POLECIAŁ!!
i zrobił tak jak na filmach
kilka okrążeń nad miejscem, w którym stałam
tak jak by pokazywał, że wszystko jest ok…
i ruszył dalej!
Pocieszam się faktem, że skoro rok go nie było u szmaciarza, to musi mieć nowy dom.
I wierzę, że właśnie tam wraca.
Żałuję tylko, że już po wszystkim wpadłam na pomysł, doczepienia mu listu i usprawiedliwić jego nieobecność 😉
… w końcu to gołąb pocztowy
“Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”
Antoine de Saint-Exupéry