Odkąd dowiedziałam się, że będzie pole i będę mogła robić tam co tylko mi się zamarzy, to nie przestawałam myśleć co zasieję, co wybiorę, i czy w ogóle starczy mi tego miejsca na wszystkie moje pomysły i marzenia.
Jedną z pierwszych i nigdy-nieznikającą, a nawet niespadającą w rankingu pozycją stał się nagietek. A skoro stał się to stało się – zamówiony i dostarczony. Zostaje tylko przejść do działania – posiać i czekać na plony.
Okazuje się jednak, że działania nagietkowe nie są działaniami najprostszymi.
Kto widział nasiona ten wie o co biega (nooo nie ukrywajmy – niewielu z nas wcześniej widziało nasiona nagietka). Ja po otwarciu pudełka zastanawiałam się długo czy nie zaszła jakaś pomyłka. W moim dotychczasowym życiu nasiono kojarzy się z formą kulistą, jajowatą, czasem z jakimś dziobkiem może takim nawet w porywach szpiczastym. Akceptowałam i znałam też formy płaskie (dyniowe poletko kiedyś miałam) i to tyle raczej.
Z tego powodu to, co miało być proste – prostym się nie okazało. Sprawa miała potoczyć się wg ustalonego (jeszcze zimą) harmonogramu: zamawiam nasiona, odbieram przesyłkę, zawożę na wieś, rolnik przejmuje towar – wysiewa siewnikiem, przyklepuje czymśtam, deszcz popada, nagietek rośnie (jest jeszcze ta ciemna strona mocy – chwasty – ale to jakoś tak w całej tej euforii zeszło na drugi plan). Przygotowana byłam teoretycznie jak na egzaminy z chemii fizycznej…
Plany planami…
ale całość szybko się posypała – rolnik (a nawet i dwóch) – niby tacy obeznani w rolnictwie, traktorami (tymi boskimi – zielonymi) się wożą, siewniki i cały inny osprzęt mają, i stawiam nawet, że przed wyjściem na traktor to sobie włosy zażelują lekko i ciemne okulary ubierają (sama bym tak się woziła gdybym posiadała zielony traktor)… Wracając do tematu – ci rolnicy – mimo całych moich przygotowań, planów, zapisków, zebranych informacji stwierdzają zgodnie – NIE DA SIĘ!
.
.
.
… i tutaj nastąpiła jak widać chwila ciszy. (chwile ciszy rzadko mi się zdarzają – ale jednak) No bo jak zareagować w takiej sytuacji? Że jak “się nie da”? Że moje nagietkowe marzenia przekreślamy ot tak bo SIĘ NIE DA?
OK – ja rozumiem konsternację po-poznawczą nasion nagietka, ale przecież nie wolno tak od razu wszystkiego skazywać na niepowodzenie… Nie da się – bo takich nie wysiewali (zero ambicji, zero szaleństwa, zero polotu, zero walki!)
Zmiana planów!
W tym momencie przychodzi czas na zmianę planów. Nie byłam na to przygotowana, ale jak trzeba to trzeba. Dotychczasowy właściciel – Pan Janek – proponuje Siewnik Dziadka Hieronima. Hieronim wysiewał tym pola buraków, więc nie ma opcji, żebym ja nie dała rady wysiać nagietkowego pola. Dziurka w siewniku jest odpowiednia – “puszcza” nasiona nagietka. Całe urządzenie trochę nadgryzione zębem czasu (i kornikiem), zasmarowane smarem bez opamiętania i lekko niestabilne. Nie ma jednak co przeżywać – Hieronim dał radę – dam i ja.
Zasada działania jest prosta – do pojemnika nasypuje się nasiona – i heeeja banana – należy posuwać się ruchem ruchem jednostajnym prostoliniowym (z naciskiem na prostoliniowość działania) pchając Siewnik Dziadka HIeronima przed sobą. W trakcie tego ruchu – jakieś COŚ podnosi takie inne COŚ i sPODtamtąd wypadają nasiona. Inne dwa COSIE – takie jak by zęby/zagarniaczki – zagarniają ziemię za wysypanymi nasionami tak, żeby ta ziemia je przykryła nasiona, a następnie po tym zagarnięciu przejeżdża mini-walec przyklepując całość i życząc nasionom wesołego kiełkowania.
Sianie nagietka Siewnikiem Dziadka Hieronima:
Jedziemy więc… jadę, jadę (podglądam czy nasiona wypadają – wypadają, ale jakoś tam bez jakiejś konkretnej regularności). Jadę, jadę dalej… dojeżdżam do miedzy (mhmmm – MIEDZA – takie wioskowe słownictwo) nawracam i kontynuuję jazdę w oddaleniu około 30 cm od poprzedniego przejazdu. Tragedii nie ma – rządki są w miarę ok, sama jazda nie wymaga jakiś megaumiejętności, można się wyciszyć – zapowiada się nieźle.
.
.
.
dalej jeżdżę…
.
.
.
jeżdżę – co do tego nie ma wątpliwości, ale jakoś tak od pewnego czasu nie widać efektu… nagietkowe pole nie powiększa się, do wbitego palika jak było daleko, tak nadal jest daleko…. wcześniejsze wyciszenie zaczyna zastępować lekki wkurwik – no bo, że jak – Hieronim obsiewał pola buraków a ja od dwóch godzin jeżdżę i jeżdżę i wyjeździłam dopiero mini-grządkę $^&%^?
Chciałabym więcej informacji
A co byś chciała wiedzieć?