Jakiś czas temu Adam opowiedział mi, że na pole do kóz przychodzą dzieci. Zrywają trawę i karmią kozy.
Sama kiedyś takich odwiedzających spotkałam. Odłączyłam ogrodzenie, zaprosiłam do środka, dałam suchego chleba, żeby nakarmili kozy i podkreśliłam, że sami nie powinni karmić kóz czymś przyniesionym z domu.
Zostawiłam ich wszystkich razem, poszłam do swoich zajęć i wiem, że dłuuugo sobie siedzieli i bawili się z kozami.
Innego dnia Adam opowiedział mi, że jeden z odwiedzających bardzo chciałby przyjść na dojenie. Umówili się na sobotę rano, ale raczej wierzyć mi się nie chciało, że dziecko będzie chciało wstać, wsiąść na rower i podjechać spory kawałek.
Ale się zdziwiłam gdy usłyszałam dziś dzwonek do drzwi!
Skoro tak… to działamy!
Najpierw sałatka dla dzieciaków
Później jedzenie dla Mlekodajek i pierwsze próby dojenia
Zaangażowanie pełne, błysk w oczach, uśmiech od ucha do ucha.
kurcze jak fajnie!
Są dzieci, którym się chce!
Na koniec woda na pastwisko, i karmienie i wyprowadzanie reszty kóz
Wrócił Wiktor zadowolony do domy, z butelką mleka pod pachą i fajnym porankiem!
Do zobaczenia!